- У уբጥнαպጁс
- Тεզ իծе
- Τ ሆйոвαռ
- Μийጺዙочо е пቹхևሑи
- Истэ оሯ
5 kwietnia 2022 | Brak komentarzy Ksiądz na wesoło, religijny kawał o księdzu, najlepsze dowcipy o księżach. Dowcipne żarty z księżmi, ale nie książętami Księża i humor – zabawne anegdoty z życia księży, kościoła i parafii Ksiądz i parafianin Ksiądz pyta nowego parafianina: – Ile macie dzieci? – Syna i córkę. – Nie wstyd wam?
18+ Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach Niestety po angielsku Kawał z brodą po polsku: - Palisz? - Tak. - Ile paczek dziennie? - Trzy. - Ile kosztuje jedna? - 12 zł - Od dawna palisz? - Od 20 lat. - Uśredniając wydajesz 36 zł dziennie na papierosy, co daje 13140 zł rocznie. W ciągu ostatnich 20 lat wypaliłeś 262 800 zł. Nawet biorąc pod uwagę fakt, że kiedyś papierosy były tańsze, nie uwzględniamy przecież kosztów inflacji, itp. Możemy więc założyć, że to faktycznie przybliżone wydatki? - Zgadza się. - Czy wiesz, że gdybyś odkładał te pieniądze w banku na oprocentowanym rachunku oszczędnościowym mógłbyś kupić sobie za to nowiutkie Porsche? - Palisz? - Nie. - Gdzie twoje Porsche? EDIT: Uprzedzę, że to nie jest tłumaczenie, tylko pierwsza wersja kawału, którą podało google. Pierwszy raz słyszałem jakieś 10 lat temu. JohnMadafaka napisał/a: Kawał z brodą po polsku: (...) - Ile kosztuje jedna? - 12 zł (...) Kawał z brodą i był znany jak fajki kosztowały po 2zł a 12zł masz od ok 3-4 lat. Samemu jak zaczynałem palić to fajki były po Nie za dużo fucking beer ?? Velture napisał/a: Kawał z brodą i był znany jak fajki kosztowały po 2zł a 12zł masz od ok 3-4 lat. Samemu jak zaczynałem palić to fajki były po Po to były w 1997. Wcześnie zacząłeś Viartus napisał/a: Po to były w 1997. Wcześnie zacząłeś podbierał ojcu jak chodził do zerówki Viartus napisał/a: Po to były w 1997. Wcześnie zacząłeś Zacząłem palić jak miałem ~18 lat i weszły na rynek "Red & white" które kosztowały dokładnie kiedy inne papierosy kosztowały po 5-6zł W 1994 roku paczka Mocnych kosztował 9500-10000zł czyli dzisiejsze 95 groszy 1 złoty. Velture napisał/a: Kawał z brodą i był znany jak fajki kosztowały po 2zł a 12zł masz od ok 3-4 lat. Samemu jak zaczynałem palić to fajki były po To były złotówki przed denominacją. Denominacji w 1950r. A chodziło o Porsche 356. No i teraz broda się zgadza. Ten kawał to chyba mój dziadek jeszcze kumplom opowiadał Viartus napisał/a: Po to były w 1997. Wcześnie zacząłeś W 2004 w ch*j marek chodziło po około 4 zł, jedynie marlboro były po © 2007-2022. Portal nie ponosi odpowiedzialności za treść materiałów i komentarzy zamieszczonych przez użytkowników jest przeznaczony wyłącznie dla użytkowników pełnoletnich. Musisz mieć ukończone 18 lat aby korzystać z • FAQ • Kontakt • Reklama • Polityka prywatności • Polityka plików cookies
Ksiądz Bogumił Wiśniewski (68 l.) proboszczem w kościele św. Anny w liczącej 350 mieszkańców wsi Długie został 14 lat temu w atmosferze skandalu. Przeniesiono go karnie z oddalonego o 50
Scenariusz teatralny "Włóczęga i baśnie" Autor: Wioletta Piasecka WŁÓCZĘGA I BAŚNIE Występują: Karczmarz Karczmarzowa Zuzanna Doktor Włóczęga Ksiądz Drwal Paciaty Paciatowa SCENA I (Karczmarz, Karczmarzowi, Paciaty, Drwal, Włóczęga) (W karczmie, przy drzwiach, Karczmarz uderza chochlą w patelnię. Karczmarzowi z miotłą w ręku przegląda się w lustrze, stroi miny i poprawia włosy.) Karczmarz Chodźcie do mnie przyjaciele w dni powszednie i w niedzielę. Chodźcie, chodźcie, się radujcie, ale grosza nie żałujcie. Grosza nie żałujcie! Tylko grooosza nie żałujcie!!! Grosza, grosza nie żałujcie! (Do Karczmy wpadają: Drwal i Paciaty) Drwal Gospodarzu, dajcie wina. Toć dziewiąta już godzina, a my tu o suchym pysku, już do domu czas wychodzić! Paciaty Czy nas tutaj chcesz znów głodzić? Pić nam nie dasz? Karczmarz Stara! Chodź tu! Co tam robisz?! Rzuć tę miotłę! Dolej gościom wina! Karczmarzowa Co?! Karczmarz Noc dopiero się zaczyna! Pić chcą ludzie! Czy nie słyszysz?! (Karczmarzowa rzuca miotłę i krzycząc rusza w stronę lady, za którą stoją beczki z winem) Karczmarzowa Idę, idę, ale mogę nalać wina tylko wtedy, gdy zobaczę, że co biorą, to zapłacą. (Karczmarz rozgląda się chytrze po sali, sprawdzając, czy go nikt nie słyszy) Karczmarz Cicho, babo, czego krzyczysz? Do wypłaty jeszcze tydzień. Pisz na kartce póki widno! (Karczmarzowa z hukiem stawia na ladzie dwa kufle z winem. Karczmarz upija z każdego po parę łyków, ociera sumiaste wąsy i rusza na salę) Karczmarzowa Już mi wszystko to obrzydło. Drwal Gospodarzu siadaj przy nas. Karczmarz To wam powiem chłopy moje: napój u mnie pierwsza klasa! Paciaty Zatem zdrowie gospodarza! (Drzwi otwierają się i staje w nich człowiek bardzo stary i zmęczony, otulony w stare łachmany. Podpiera się na kiju. Trzyma w ręku mały węzełek owinięty sznurkiem) Włóczęga Gospodarzu, czy się znajdzie skrawek miejsca na podłodze? (Karczmarz mierzy wzrokiem Włóczęgę, po czym cedzi przez zęby) Karczmarz Tak za darmo? Włóczęga Mniej dziś serce gospodarzu. Ja już dalej iść nie mogę. Karczmarz Tak za darmo?!!! Włóczęga Opowiadać, panie, mogę… Karczmarz Cha! Cha! Cha! Włóczęga Panie, każdy człowiek, wierz mi proszę, urodzony jest do czegoś. Jeden lubi rąbać drzewo, inny w karty chce wygrywać, trzeci wiersze wypisywać... Ja zwiedziłem kawał świata, znam historii ponad tysiąc i jeżeli tylko zechcesz, to ja nawet mógłbym przysiąc, że je gościom twym opowiem... Tylko... Czy się tutaj schronić mogę? (Karczmarz krztusi się ze śmiechu) Karczmarz Stop! Stop! Szkoda czasu mego na słuchanie byle czego! Idź skądś przyszedł. U mnie miejsca nie zagrzejesz. Włóczęga Panie, proszę, okaż serce. (Włóczęga pada na kolana i składa ręce jak do modlitwy) Karczmarz Już! Wynocha! Ale prędzej! (Włóczęga ze spuszczoną głową wychodzi. Karczmarzowa, która przez cały czas stoi za ladą oparta o miotłę, nagle z zaciętością zwraca się do męża) Karczmarzowa Jogging, dżoga teraz w modzie, a ja? Kiedy mej urodzie pomóc mogę? Co? No, powiedz, powiedz, proszę. No, sam widzisz, nie mam czasu! Moja cera delikatna tak jedwabna, tak powabna zwiędnąć może, bo ty przecież żałowałeś dla mnie grosza. Cały dzień ze szmatą latam!!! Karczmarz Ale o co tobie idzie? Karczmarzowa Przecież mógłby u nas zostać. Karczmarz Ten włóczęga? Karczmarzowa Oj, ty stary, ale głupi. Przecież nie chciał cię obłupić. Chciał tu tylko przenocować. (Karczmarzowa odrzuca miotłę i szybkim krokiem rusza w stronę męża) Karczmarz Tak za darmo? Karczmarzowa Przecież mógłby odpracować. Karczmarz Wiersze klepać? (Karczmarzowa puka się w czoło) Karczmarzowa Jakie wiersze? Co ty pleciesz? Karczmę mógłby oporządzić. Karczmarz A ty? Karczmarzowa Ja tu teraz będę rządzić. Przyznaj sam, że twoja żona, taka piękna, taka młoda, nie stworzona jest do tego, by podłogę ciągle myła. Drwal Patrz, baba mu się zbiesiła. Paciaty Na biednego nie trafiło. Niech się kłócą. Forsy mają co niemiara, to i baba zbaraniała. (Drwal i Paciaty wychodzą) SCENA II (Włóczęga, Paciatowa, Zuzanna) Włóczęga Jaka zimna noc deszczowa, ani nie ma przenocować gdzie za bardzo, ni zjeść, ni z kim pogadać, a tak lubię opowiadać i umilać ludziom czas. Ach, podeprę się na kijku, bo już dłużej nie mam siły iść w tę noc tak nieprzyjemną, zimną, wietrzną, bardzo ciemną. (Opiera się o drzewo. Kijkiem maca twardy grunt. Zwiesza głowę i trzęsie się z zimna. Nagle widzi przed sobą oświetlony dom) O, światełko jest w oddali. Pójdę tam. Tam na pewno dobrzy ludzie są. Może w sercach ich rozpali się iskierka miłosierdzia dla starego wędrowca… (Puka, lecz długą chwilę nikt nie odpowiada) Czyżby nikogo nie było? Nie, no przecież pali się światło. (Puka jeszcze raz, tym razem energiczniej. Za drzwiami słychać czyjeś człapanie, otwieranie zasuw i gderliwy głos Paciatowej) Paciatowa O tej porze do domu się wraca?!!! Pewnie w karczmie znowu byłeś, pół wypłaty zostawiłeś tam. Znów ta jędza, jego żona, kupi ciuchów pół wagona i… i… i ... jeszcze korali wór. (Drzwi otwierają się i staje w nich Paciatowa. Na widok Włóczęgi cofa się pół kroku) Paciatowa A, a, a kogo to diabli nadali? (Włóczęga zdejmuje z głowy stary słomiany kapelusz) Włóczęga Wszelki duch Pana Boga chwali. Gospodyni, idę z daleka, a tu taki ziąb. Długa droga mnię jeszcze czeka, przyjmij mnie pod swój dom. Podziel się kawałkiem chleba. Paciatowa A jeszcze czego! A wynocha stąd! Włóczęga Gospodyni okaż serce. Nic nie jadłem od miesięcy. Jestem już u kresu sił. Paciatowa Co też mnie obchodzić może los włóczęgi?!!! Zaraz psami cię poszczuję. A masz! (Słychać szczekanie psa. Włóczęga ucieka) Włóczęga Olaboga! Olaboga! (Po chwili zasapany mówi do siebie) Jak trudno się dostać do serca człowieka, jak trudno wyprosić kawałeczek chleba, to wiem tylko ja. Położę me kości pod brzozą, liśćmi się przykryję, może nic się nie stanie złego, może do rana jakoś przeżyję. (Kładzie się na ziemi. Zalega cisza, ale po chwili z oddali wyraźnie daje się słyszeć cichy śpiew) Czy ja dobrze słyszę? Ktoś piosenkę nuci? (Podnosił się na łokciu i nasłuchuje) Tak! Nie zdaje mi się. Ktoś piosenkę nuci (Podnosi się. Otrzepuje ubranie) On się na pewno ode mnie nie odwróci, bo przecież stary poeta często powtarzał: „Gdzie słyszysz śpiew, tam wstąp. Tam ludzie dobre serca mają, bo ludzie źli, ach, wierzaj mi, ci nigdy nie śpiewają”.[1] Nie ma co czekać pójdę tam prędko i sprawdzę komu tak pięknie w duszy dziś gra. (Puka nieśmiało. Śpiewanie ustaje. Jednak po chwili dziewczęcy głos pyta) Zuzanna Kto tam? (Włóczęga przysuwa głowę do samych drzwi cichutko mówi) Włóczęga Słyszałem jak pięknie śpiewasz. Jestem zmęczonym wędrowcem. Szukam noclegu i kawałka chleba, przyszedłem tutaj, bo wierzę, że twe dobre serduszko ulituje się nade mną. (Drzwi od razu się otwierają) Zuzanna Ależ proszę, zapraszam serdecznie, proszę wejść tutaj, proszę wejść koniecznie. Choć biednie w izbie, sprzętów niewiele, lecz łóżko zawsze się znajdzie. Ugoszczę pana jak przyjaciela. Włóczęga Masz dobre serce i piękną duszę. Swą szlachetną postawą do łez mnie wzruszasz. Straciłem nadzieję i nie wiedziałem, czy znajdę miejsce, gdzie się podzieję w tę noc okropną. (Włóczęga podnosi dłoń, by pogłaskać dziewczynę, ale Zuzanna z przerażeniem, spostrzega, że z jego ręki leje się krew) Zuzanna Och, pan jest ranny! Trzeba doktora!!! Włóczęga Nic mi nie jest, panienko (Zuzanna przykłada Włóczędze ręcznik) Zuzanna Ależ widzę przecież, że ręka jest chora i mocno krwawi. Włóczęga Nic mi nie jest. Nic mi nie jest. Zuzanna Proszę odpocząć. Ja zaraz wrócę. (Zuzanna wybiega. Włóczęga zostaje sam. Rozgląda się bezradnie po izbie. Wyciąga ręce w stronę kominka) Włóczęga Dom taki biedny, a jak tu miło. Mebli niewiele, a tyle czasu by się spędziło pod dachem tym przyjaznym. Tylko na chwilkę odpocznę sobie, ręce wyciągnę w stronę kominka, bo wiatr mnie owiał, od deszczu zmokłem. Zimno okropne. Psy rozerwały me stare szaty. Jutro pomyślę, co dalej będzie, którą pójść drogą. Dziś się nacieszę miłą gościną i widokiem tej ciepłej chaty. SCENA III (Zuzanna i Doktor) (Dom Doktora. Zuzanna poprawiając przemoczoną chustkę na głowie puka i mówi do siebie) Zuzanna Dobrze, że doktor jeszcze nie śpi. Doktor Proszę! Otwarte! Zuzanna Panie doktorze, panie doktorze... Doktor Witaj Zuzanno. Co cię sprowadza w tę noc tak zimną i nieprzyjemną? Coś ci się stało? Zuzanna Nie, nie kłopot ze mną. Lecz w domu moim znalazł się chory. Doktor Któż taki? Zuzanna Zbłąkany starzec. Chyba włóczęga. Doktor Chodźmy czym prędzej. Czy bardzo chory? Zuzanna Krwawi mu ręka i bardzo jest zmęczony. Doktor Skąd ty go wzięłaś? Zuzanna Usłyszał jak piosenkę śpiewam. I przyszedł. Nie miałam serca odmówić mu schronienia. Doktor Tak być nie może! Mieszkasz samotnie. Przecież to jest nie do wybaczenia! Zuzanna Panie doktorze, on tak żałośnie na mnie spoglądał, że pomyślałam, że pomyślałam... No, po prostu, nie mogłam odmówić mu małego kąta. Doktor Oj, Zuzanno, Zuzanno jesteś za dobra dla ludzi, a swoją drogą powiem ci tyle, że kiedyś twa dobroć przeciw tobie się obróci. Zuzanna Panie doktorze, to niepodobna, by ludzie nienawiść w sercach nosili. (Doktor w pośpiechu pakuje torbę lekarską) Doktor Dobrze już dobrze, nie traćmy więcej ani chwili, przecież być może to złodziej jakiś lub bandyta, taki, co się nawet nie spyta czy wolno, ale weźmie, co dobre i pójdzie gdzieś sobie. (Wychodzą) SCENA IV (Zuzanna, Doktor, Włóczęga) (Dom Zuzanny) Zuzanna Ciii, zasnął biedny staruszek. Panie doktorze, proszę zobaczyć, to żaden złodziej. Ma piękną duszę. Doktor Jak to poznajesz? Zuzanna Z całej postaci spokój wychodzi, a przecież zanim do mnie tu zbłądził, niewesołe były jego losy. Doktor No tak, masz rację, ale nie szkodzi być ostrożnym. Zacznijmy pracę. Zuzanna W czym panu pomóc? Doktor Zagrzej mi wody w misce niedużej. Dokładnie rany przemyć mu muszę nim je zaszyję. (Włóczęga nagle zrywa się z fotela. Rozgląda się, nie wie, gdzie jest) Włóczęga Już, już idę. Już wychodzę, gdzie mój kijek? Doktor Połóż się dobry człowieku. Rany ci myję, zaszyć je trzeba. Zuzanna Jest pan bezpieczny. (Włóczęga na widok Zuzanny uspokaja się, siada wygodniej w fotelu i wyjaśnia nieśmiało) Włóczęga Ja tylko chciałem kawałek chleba. Zuzanna Już zupę grzeję! Pierogi z mięsem, jedną chwileczkę. (Wybiega do kuchni) Doktor O, jaki zapach, czy zupki znajdzie się trochę więcej w domu? Zuzanna Panie doktorze, komu, jak komu, ale dla pana znajdzie się zawsze. Doktor Droga Zuzanno, jesteś aniołem. Zuzanna Panie doktorze, te słowa miłe sprawią, że zaraz z pochylonym czołem przed panem będę chodziła, proszę nie patrzeć, bym się wstydziła swoich rumieńców. Doktor Przepraszam, lecz jestem oczarowany, a może nawet... Zuzanna Niech pan nie kończy, bo to za wcześnie! (Włóczęga z zaciekawieniem przygląda się to Zuzannie, to Doktorowi. Widząc zakłopotanie w ich oczach chrząka i podsuwa Zuzannie swój talerz) Włóczęga Pyszna zupa, czy mogę jeszcze? Zuzanna Tak! Bardzo proszę. Czy panu również? Doktor Przepyszna zupka, ale dziękuję, bo drugi talerz na noc niezdrowy, w nocy żołądek słabiej pracuje. Pójdę już sobie. (Doktor wstaje od stołu i z ociąganiem chowa do torby nożyczki i nici chirurgiczne. Zuzanna zrywa się od stołu) Zuzanna Bardzo dziękuję, że mi pan pomógł, panie doktorze. A może pan też tu przenocuje? Miejsca niewiele, ale wygodnie. Doktor Pójdę do siebie, choć późna pora, ale tymczasem ktoś inny może potrzebować doktora i gdzie mnie szukać? Jutro w południe przyjdę zobaczyć jak ma się chory. Zuzanna Upiekę ciasto, jak pan pozwoli. (Doktor wychodzi, a Zuzanna jeszcze długa za nim spogląda. Po chwili zwraca się grzecznie do Włóczęgi) Zuzanna Jest pan zmęczony długą wędrówką, zaraz pościelę dla pana łóżko, by odpoczynek pan tutaj znalazł. (Ściele łóżka. Gasną światła) SCENA V (Doktor i Paciatowa) Doktor Dlaczego wcześniej nie zauważyłem, jaka jest śliczna, dobra, szlachetna? (Staje mu na drodze sąsiadka Paciatowa) Paciatowa O, to pan Doktor źle jakoś sypia?! Doktor Nie, niosę pomoc, to sprawa zwykła. Paciatowa Pomoc? Zuzannie? Nie chcę być wścibska, ale widziałam skąd pan wychodził, no i Zuzanna w oknie stała, patrząc na pana. Czy bardzo chora? Doktor Zdrowa jak rybka. Paciatowa Więc po co pomoc Doktora szybka?!!! W dodatku w nocy? Już ja się domyślę, mam bystre oczy. Doktor Pani wybaczy, że się pożegnam. (Doktor uchyla kapelusza i odchodzi pospiesznie, starając się wyminąć sąsiadkę) Paciatowa Tak proszę, proszę, nie będę wredna. (Paciatowa mówi do siebie konspiracyjnym szeptem0 To ci dopiero Doktorek jeden. Po nocach lata i to dlaczego? Ni do chorego, ni do zdrowego? Zagadka wielka! Już ja się prawdy domyślę, już ja się dowiem, dowiem nie zmyślę. Stać tu i czekać z taką nowiną? Stać tu i czekać, a chwile płyną. A, prawda noc jest. Zaraz, zaraz, a po co ja tu właściwie stoję? A, wiem już! Czekam tu i czekam na tego pijaka, mojego starego. Oj, ten Paciaty! Ja mu pokażę! W karczmie to siedzi i Karczmarzowej umizgi bredzi. Ale ja im to z głowy wybiję! Już ja im to z głowy wybiję!!! SCENA VI (Karczmarz, Karczmarzowi i Paciatowa) (W karczmie) Karczmarzowa Karczmy nie sprzątnę. Nie będzie czyściej! Karczmarz Nie sprzątniesz? Czemu? Karczmarzowa Paznokcie zniszczę, fartuch ubrudzę, korale schlapię... Karczmarz To kto ma sprzątać? (Karczmarz stoi na środku karczmy i bezradnie drapie się w głowę) Karczmarzowa Mnie o to pytasz? Był przecież zeszłej nocy ten stary Włóczęga, ale chętny do pomocy. (Karczmarz nagle zaczyna krzyczeć) Karczmarz Ten włóczykij?! Oberwaniec?! On nie chciał sprzątać!!! On chciał mieszkanie na noc załatwić sobie i to za co? Za bajek opowiadanie!!! Karczmarzowa A niechby spał tu! Już ja roboty bym mu zadała, wcale bym go nie oszczędzała. Kazała sprzątać, zmywać, gotować, gości obsłużyć i... No, zresztą, wszystko robić by musiał. A tak, co? Ja jestem damą, ja przecież muszę na wczasy jechać, po lesie biegać, kwiatuszki zrywać, no i do tego w basenie pływać, by wyszlifować moją figurę. (Karczmarzowa chwyta brzeg sukienki i okręca się na środku, aż widać lekko nadszarpnięte koronki z jej pantalonów) Karczmarz Nie wrzeszcz już, babo! Skończ już tę bzdurę! (Karczmarzowa zatrzymuje się natychmiast) Karczmarzowa Jakiś ty głupi, aż szkoda gadać, żeś go wygonił! Karczmarz Dobrze zrobiłem, Stary chciał bajki tu opowiadać. To ci dopiero! A swoją drogą dość już tych wrzasków. Łap się za miotłę. Wychodzę teraz, ale jak wrócę ma tutaj błyszczeć i goście siedzieć zadowoleni. Jak tak nie będzie, to będziesz ty miała ze mną do czynienia. (Karczmarz wychodzi, ale. w drzwiach wpada na niego Paciatowa, mijają się bez słowa) Paciatowa Karczarzowo, chodź tutaj szybko!!! Chodź, to opowiem ci wieść niezwykłą! Znasz ty Doktora? (Karczmarzowa spogląda w lustro i odruchowo poprawia włosy) Karczmarzowa No, jakże bym go nie znała... Paciatowa Cicho, posłuchaj. Wczorajszej nocy, jakżem czekała na mojego starego, bo w karczmie siedział u tej... yyyyyy... Na drodze stałam i wtedy go spotkałam. Karczmarzowa Kogo? Paciatowa Doktora, no przecież mówię. Szedł od Zuzanny, cały czerwony, wzrok miał błędny, jakby zamglony. Nawet przystanąć przy mnie nie raczył i daję głowę, że jak zobaczył mnie na tej drodze, to chętny byłby skoczyć na boczek, by mnie nie spotkać. Ale ja jestem kobieta sprytna. Już ja całą sprawę sama zbadałam. (Karczmarzowi robi złowieszczą minę Karczmarzowi tupie nogą) Karczmarzowa Nieprawda! Doktór, to moją urodę chwali. Paciatowa No, jeszcze tego w kinach nie grali! Karczmarzowa A co ty myślisz? Ja jak ubiorę sznurek korali, włosy owinę w chustkę jedwabną, to wszystkie chłopy zaraz tu padną. Ja jestem damą z wielkiego świata i ten nasz Doktór, to za mną lata. Paciatowa Prawda jest taka: Ten nasz Doktorek od Zuzki wracał samotnie w nocy, prawie nad ranem, a ona go w oknie wypatrywała. I co ty na to? Karczmarzowa To bzdury jakieś! To jakieś brednie!!! Paciatowa Mówię jak było! Karczmarzowa Doktór szlachetny, Doktór uczony, on przecież nie mógłby mieć takiej żony suchej i brzydkiej. Toć ta Zuzanna okropnie wredna i stara panna. Co ona może wiedzieć o świecie? A taki Doktór bywa w powiecie i musi żonę mieć odpowiednią. Paciatowa Ale ożenić się kiedyś musi! Karczmarzowa Ależ wiem o tym!!! Ale niech wstrzyma się jeszcze chwilkę. Pośpiech to tutaj gość nieproszony. Ja mu doradzę jak szukać żony. Paciatowa A skąd ty wiedzę masz w tym zakresie?!!! (Karczmarzowi wyniośle oświadcza) Karczmarzowa Bo jestem damą i bywam w świecie. (Obie panie rozchodzą się w przeciwne strony) SCENA VII (Doktor, Zuzanna i Ksiądz) (Zuzanna idzie nuci sobie piosenkę i mówi do siebie) Zuzanna Jak lekko mi dzisiaj na duszy. Czy w sobie tę radość zagłuszyć? No, ale nie mogę! Nie mogę i nie chcę. Pragnę cieszyć się jeszcze troszeczkę. (Z drugiej strony wioski idzie Doktor) Doktor Olśnienie to jakieś? No przecież! Jak mogłem tak chodzić po świecie? Nie widzieć Zuzanny, nie słyszeć. Jej głosu, jej śmiechu, jej wzruszeń. Jej serca dobrego nad wszystkie. Jej oczu prześlicznych, ich błysków. (Już mają się spotkać, wyciągają do siebie dłonie, gdy nagle, jak spod ziemi, zjawia się ksiądz i staje pomiędzy nimi) Ksiądz Ładna z was para dzieci kochane. Już ja od dawna przeczuwałem, że szczęście was spotka, ino kawałek czasu potrzeba było, żeby wszystko się w waszych główkach dobrze ułożyło. No, ale teraz, co tu ukrywać, iść trzeba szybko do kościółka, zapowiedzi zapisywać. Zapraszam, zatem, w zakrystii progi, pobłogosławię was na dalsze szczęśliwe życia drogi. Zuzanna Proszę księdza drogiego, ja… ja… jeszcze nie mam narzeczonego… Ksiądz Czy chcesz mi powiedzieć dziecino, że ten młodzieniec na tyle jest niemądry, że nie chce się ożenić z taką piękną i dobrą dziewczyną? Doktor Ależ chcę! Chcę! Niczego innego nie pragnę! Ksiądz No, ja tu zaraz pęknę. Dlaczego jeszcze nie poprosiłeś tego aniołka o rękę? Doktor Proszę księdza, skąd mogłem wiedzieć... Czy Zuzanna, taka miła i piękna, zechce mnie? No, nie młodego już przecież… młodzieńca. Zuzanna Ależ panie Doktorze, jak może pan mówić coś podobnego! To ja nie wiem, czy tak mądry człowiek i wykształcony, nie zechce szukać sobie mądrzejszej i lepszej żony? Doktor Zuzanno moja, Zuzanno miła, czy chcesz mnie takiego? Nic nie ma we mnie doskonałego. Jedynie praca, jedynie ręce, jedynie miłość i moje serce, które na zawsze bije dla ciebie… (Doktor klęka przed Zuzanną. Bierze jej dłoń w swoje dłonie i całuje) Zuzanna Panie Doktorze, ja chcę ja pragnę... Ja ufam panu, ufam najbardziej w świecie. Panie Doktorze, jestem szczęśliwa, moje marzenia, ma radość żywa i moje serce - wszystko to dla Pana w podzięce dziś składam. (Zuzanna drugą dłonią obejmuje Doktora. Ksiądz przygląda się tej scenie Ksiądz milczeniu. Naraz klaszcze Ksiądz dłonie, podnosi sutannę jakby miał zaraz gdzieś biec) Ksiądz O la, la, ale tu zabawiłem! A zatem dziatki moje kochane. Dobrze się z wami gawędziło. Niestety, obowiązki mnie wzywają. Wierni z pewnością już pod kościołem na mnie czekają i to od dawna. (Oddala się i do siebie mówi wesoło) No to będzie weselisko! Ślub i wesele będzie już blisko! Oj, będzie się działo, będzie się działo to wszystko szybko. Bo i po co to czekać, gdy szczęście biegnie do nas i uśmiecha się z daleka? SCENA VIII (Włóczęga i Ksiądz) (Włóczęga wychodzi z domu Zuzanny wprost na Księdza) Ksiądz Coś ty za jeden? Włóczęga Sam już to nie wiem. Skąd mogę wiedzieć? Ot, ktoś przygarnie .Tułam się tułam po tym padole. Lecz sił nie starcza. (Włóczęga zanosi się suchym kaszlem) To jest mój koniec Ot, umrzeć przyjdzie w przydrożnym rowie, a tyle marzeń nosiłem w sobie... Ksiądz Co za marzenia? Włóczęga By ludziom dobroć i miłość, cnotę i wiarę zaszczepiać w duszy. By się lubili i szanowali, może jeszcze i to, by młodzi starym pomagali, by nikt nie skrzywdził dziecka małego, by dobro górą było nad złego uczynkiem złudnym... By los biedaków nie był tak trudny i smutny, gdy rząd w dostatki opływa zbytnie... By... (Ksiądz dobrodusznie poklepuje Włóczęgę po plecach) Ksiądz I jak ty chciałeś nam świat ten zbawić? Czy chciałeś ludziom morały prawić? Włóczęga Nie, skądże znowu! Przemierzyłem świat od końca do końca znam legend i baśni tysiące. Chcę je ludziom przekazywać, by potrafili złote ziarna z nich czerpać. Takie, które zagoszczą miłością w ich sercach. Ksiądz Ach, baśnie, baśnie, baśnie powiadasz… Włóczęga W baśniach tkwi mądrość owa prawdziwa. Kto ich wysłucha z otwartą głową, w wędrówkę życia ruszy odważnie i nie ulęknie się trwóg i przeszkód, bo dobre moce pójdą mu wespół. Ksiądz Dobrze powiadasz, dobry człowieku. (Włóczęga nagle ożywia się i mówi z uniesieniem) Włóczęga W dzieciach tkwi mądrość przyszłych pokoleń. W ich rękach pokój, unikanie wojen lub krwawe bitwy o błahe sprawy. Po co im mądre kazusy prawić? Po co im wbijać ciągle do głowy niezrozumiałe formy i treści, zamiast łagodne te opowieści, z których najprostszą, najkrótszą drogą dobro i miłość, braterstwo, praca do serc ich wejdzie. Może zagości tam też na dłużej spokój i szczęście? Ksiądz Zamieszkaj ze mną dobry człowieku może swoją wiedzą i spokojem zaszczepisz miłość w owieczkach moich. Może wrócą minione chwile, gdyśmy wspólnie jedność tworzyli? Opowiadaj ludziom legendy i baśnie. Dziel się, jak dobrą nowiną, niech im miło chwile płyną, po pracy żmudnej i ciężkiej. Mam przykościelną salkę niedużą, zamieszkaj tam, niech się ludziom na coś przysłuży. (Ksiądz bierze Włóczęgę pod rękę Ksiądz wychodzą) SCENA IX (Włóczęga, Ksiądz, Zuzanna, Doktor, Drwal, Paciaty, Paciatowa, Karczmarz, Karczmarzowi) (Włóczęga siedzi na stołku ładnie ubrany. Przed nim na stołeczkach siedzą: Zuzanna i Doktor. Po kolei wchodzą pozostali aktorzy. Każdy siada cichutko na stołeczku. Są ładnie ubrani. Mężczyźni zdejmują czapki z głów. Jako ostatni wchodzą: Karczmarz i Karczmarzowa. Ksiądz chodzi tam i z powrotem i z niedowierzaniem przygląda się wszystkiemu. Włóczęga coś z przejęciem opowiada. Po chwili zaczyna mówić trochę głośniej) Włóczęga „Do kraju tego, gdzie kruszynę chleba Podnoszą z ziemi przez uszanowanie Dla darów Nieba Tęskno mi, Panie…”[2] (Ksiądz mówi do siebie) Ksiądz I przychodzą, i słuchają, z jego rady korzystają… Nie do wiary! Nie do wiary! Taki stary i w łachmanach, a potrafił ludzi zbratać. (Ludzie zaczynają się rozchodzić. Podają sobie dłonie. Po długiej chwili Ksiądz podchodzi do Włóczęgi) Ksiądz Jak tego dokonałeś? Ja tyle razy, podczas kazania, wskazywałem rozwiązania i nic z tego nie dotarło do żadnego z nich. Włóczęga Baśnie, mój bracie, ja łagodne treści ludziom daję, a oni sami w nich wskazówek na życie szukają. Ksiądz Baśnie? Ale… Włóczęga Baśń opowieścią najsłodszą bywa, tym bardziej słodką, gdy jest prawdziwa. [1] Johann Wolfgang von Goethe. Wiersze. Warszawa 1970. [2] Cyprian Kamil Norwid. Poezje. Moja piosenka (II). Warszawa 1996.
WPHUB. ksiądz. + 2. ALLE. 30-11-2022 14:24. Ksiądz przedstawił swoje wymagania. Takiego menu oczekuje na kolędzie. Czas związany z kolędami w domach nadchodzi wielkimi krokami, a w sieci pojawiło się nagranie z jednego z kościołów oraz momentu ogłoszeń duszpasterskich. To właśnie w ich trakcie ksiądz postanowił podyktować
Szymon Kozica Pani Bronisława wyjmuje fotografię. - Pamiętam wszystkich nauczycieli - pokazuje i zaczyna wyliczać. - Od prawej historyk Leon Wiśniewski. Nie wymawiał "r"... A mnie właśnie listonosz gazetkę przyniósł i zabierałam się do czytania - wita mnie serdecznie Bronisława Bazan z Krępy pod Zieloną Górą i zaprasza do domu. - Prenumeruje pani? - ni to pytam, ni stwierdzam. Moja rozmówczyni uśmiecha się. W pokoju na ławie już czeka piękny, stary album z pieczołowicie posegregowanymi zdjęciami. Pożółkłe fotografie mają swój niepowtarzalny urok. I wartość. To kawał historii rodu pani Bronisławy i kawał historii Rakowa. Obok albumu równiutko złożone kartki, pokryte starannym pismem. - Kupiłam długopis, taki ekstra. I proszę - moja rozmówczyni podsuwa przygotowane wspomnienia. Przeczytała w naszej gazecie opowieści Zbigniewa Majewskiego i Bronisławy Zamiatały, którzy też pochodzą z Rakowa. I napisała swoje. Ocalmy od zapomnienia "Po przeczytaniu w "Gazecie Lubuskiej", żeby ocalić od zapomnienia, też chcę się włączyć i opowiedzieć, jak ja pamiętam Raków. O powstaniu Rakowa i historycznych dziejach tego miasteczka dużo napisano. A ja chcę opisać moje wspomnienia, jak to pamiętam. Archiwum Bronisławy Bazan Pani Bronisława z braćmi Czesławem (z lewej) i Bernardem (z prawej). Jest to piękne miasteczko, położone na granicy z Rosją. Domy przeważnie są drewniane, kryte gontem, suche i ciepłe. Kościół zbudowany w stylu gotyckim, okolony murem pałac przykościelny robi wrażenie. Obok plebania, gdzie dzieci w dniu I Komunii Świętej miały poczęstunek (kakao, ciasto). Pamiętam jeszcze, jak był staruszek ks. Majewski, który częstował dzieci w czasie spaceru cukierkami "raczkami" - niezapomniany smak. Do cerkwi z okolicznych wsi zjeżdżali się parafianie wyznania prawosławnego. W Rakowie było kilkadziesiąt rodzin prawosławnych, ale na wsi większość. Bożnica była, gdzie modlili się Żydzi, obok szkoła żydowska i bogata biblioteka. Łatanowska i jej mąż. Żyd, który uczył religii... Szkoła była najbliżej granicy. I pani Bronisława wyjmuje fotografię, o której pisze w nawiasie. - Pamiętam wszystkich nauczycieli - pokazuje i zaczyna wyliczać. - Od prawej historyk Leon Wiśniewski. Nie wymawiał "r", a to była Czerwona Ruś. I jak uczniowie podłapali, to nie mówili już Wiśniewski, tylko Czerwona Ruś. On prowadził strzelczyki, a ksiądz Bańkowski krucjatę eucharystyczną i rywalizowali, kto przyciągnie więcej młodzieży. Ta pani uczyła śpiewu, taka biedna, skromna, uczniowie jej nie słuchali. Szczuka od matematyki. Dymkowa. Jan Maźnicki, kierownik, miał żonę Olgę, przystojną, ładną. Antoni Bańkowski, ksiądz. Kononowiczowa, taka starsza pani. Łatanowska i jej mąż. Żyd, który uczył religii... Szkoła była najbliżej granicy. "Pięknie położona nad rzeką Isłocz. Obok znajdował się sierociniec, który prowadziły siostry zakonne. W szkole były organizacje: harcerstwo, strzelczyki i krucjata eucharystyczna (ks. Bańkowski). Wybudowany nowy Dom Ludowy, gdzie były zabawy i imprezy kulturalne. Był magistrat, sąd grodzki, gmina Raków. Koło Domu Ludowego była remiza strażacka i orkiestra dęta, z którą mam bolesne wspomnienie. Archiwum Bronisławy Bazan Pamiątka ze szkoły powszechnej. Pani Bronisława pamięta wszystkich nauczycieli. Otóż u nas mieszkał kapelmistrz tej orkiestry Antoni Wysocki. Dom był duży i zawsze mieszkali lokatorzy. Otóż podczas nocnej burzy (1937 roku) od pioruna zginął w naszym domu, stał pod żarówką (już była elektryczność). Ciemność, brzęk szkła, w oknach wypadły szyby, i krzyk żony. Przeżyłam szok. Jeszcze w dorosłym życiu bałam się burzy. Najładniejsze wyszły za wojskowych. Orkiestra uświetniała wszystkie uroczystości. 3 maja, 11 listopada, rocznice śmierci Piłsudskiego. Były też koszary, wojsko Korpus Ochrony Pogranicza, który patrolował granicę. Żołnierze idąc na ćwiczenia, zawsze śpiewali, a panny za mundurem szły sznurem. Najładniejsze wyszły za wojskowych. Rynek był czworobok, a na środku, jak Sukiennice, sklepy: z obuwiem, materiałami tekstylnymi, cukiernia, piekarnia, spożywczy, apteka i inne. Od rynku rozchodziły się ulice Piłsudskiego, Kościuszki, Konopnickiej, Mickiewicza, Kościelna". Złoto pradziadka Pięć domów, w których mieszkali Dzudzewiczowie (panieńskie nazwisko pani Bronisławy), początkowo stało przy Mińskiej. - A potem trzy przy Mickiewicza, zaułek, i dwa przy Świętokrzyskiej - dodaje moja rozmówczyni. - Naprzeciw stał murowany krzyż. Podobno jak Napoleon szedł na Rosję, to ten krzyż postawił. Taka była legenda. Archiwum Bronisławy Bazan Członkowie samoobrony w Rakowie. Wszyscy walczyli w powstaniu warszawskim. Tato miał brata Franciszka. Opuścił dom rodzinny i dostał dziewięć hektarów ziemi. Jest też legenda rodzinna. - Mój pradziadek był murarzem. Murował coś na cmentarzu i wykopał szkatułkę ze złotem. I trzy domy postawił dla synów - zdradza pani Bronisława. - Pradziadek Antoni miał trzech synów: Ignacego, Józefa i Wincentego. Józef młodo zmarł i pradziadek mieszkał z synową, opiekował się nią. - Mój tato, też Antoni, jak na granicy był ten handel, to trochę wychodził i uzbierał sobie złota. Oczywiście nie chodził tak, jak opisywał to Sergiusz Piasecki w "Kochanku Wielkiej Niedźwiedzicy" - zastrzega pani Bronisława. - Tato miał brata Franciszka. Opuścił dom rodzinny i dostał dziewięć hektarów ziemi. A wujek został i wziął trzy hektary. Za zaoszczędzone złoto Antoni Dzudzewicz postawił dom. - On był tak na dwie strony - tłumaczy moja rozmówczyni. - Ganeczek, z jednej strony trzy pokoje i kuchnia, korytarz, i dwa pokoje i kuchnia. U nas zawsze mieszkali lokatorzy. Pierwszy był Zubowicz, komisarz policji, potem Bogdanowicz i trzeci ten od pioruna. Trzymaliśmy też krowę, łąka służyła jako pastwisko. Antoni Dzudzewicz (rocznik 1894) z żoną Anną miał troje dzieci: Bronisławę (1926), Czesława (1928) i Bernarda (1932). - Tato to była złota rączka - wspomina najstarsza z rodzeństwa. - Miał dziewięć hektarów, ale nie lubił ziemi uprawiać. Ziemia była dzierżawiona na trzeci snop. To znaczy, że dostawaliśmy jedną trzecią zebranych, gotowych plonów. I tak mieliśmy zboże dla świnek i dla kur. Trzymaliśmy też krowę, łąka służyła jako pastwisko. Archiwum Bronisławy Bazan Antoni Dzudzewicz z żoną Anną (z lewej) i siostrą Anną. - Tato umiał domy stawiać. Piękne, drewniane domy - pani Bronisława oczami wyobraźni wraca do Rakowa. - Kupował też od Żydów garbowaną skórę, żeby buty uszyć, bo mojej mamy brat był szewcem. Podeszwy kupował. I ten brat szył, a tata sprzedawał. I komorne było za mieszkanie, lokatorzy zawsze mleko kupili, jajko... U nas akurat biedy nie było, nie mogę powiedzieć. Dwa razy w tygodniu były targi na rynku. Przyjeżdżało dużo wozów i handlowali wszystkim: ze wsi przywozili zboże, len, a u nas była dalsza obróbka, międlenie, czesanie, a piękne pasma wysyłali do fabryk. Z siemienia tłoczyli olej. Rzemieślnicy wystawiali swoje wyroby, buty, stolarkę. Bardzo było rozwinięte garncarstwo (dobra glina), robili piękne misy, dzbany, donice i te wyroby były znane na cały powiat. Artystyczne wyroby wykonywał utalentowany Franciszek Dzudzewicz - flakony, popielniczki, dzbanuszki, ozdobione ptaszki, kwiatki, lwy, liście. Była garbarnia, gdzie wyprawiali skóry, no i szyli kożuchy. Modne i przydatne na tamte czasy kożuszki damskie (a la góralskie), to też zdolne dziewczęta je wyszywały i miały zajęcie. Słynne też były wyroby Fiedorowiczowej - wędliny i pierniki. Grzyby też były wysyłane w inne regiony Polski i za granicę. Młodzi wesoło spędzali czas, tworzyli grupy, w lecie organizowali majówki, śpiewali, tańczyli nad rzeką, a w zimie urządzali potańcówki i gry zespołowe (pomidor). Ja tak pamiętam Raków do 17 września". Pierwszym transportem Wrzesień 1939 to data, która brutalnie dzieli wspomnienia wszystkich naszych kresowych Czytelników na "przed" i "po"."Przyszła okupacja (wyzwolenie od panów), w szkole język rosyjski, w sklepie pustki, brak cukru, soli, nafty. Tato mój, mając doświadczenie z poprzedniej wojny, kupił dwa worki soli i dzięki temu mieliśmy produkty spożywcze wymienione za szklankę soli. Archiwum Bronisławy Bazan Członkowie samoobrony w Rakowie. Wszyscy walczyli w powstaniu warszawskim. Smutne i niepewne nastały czasy, czy w nocy nie zapukają do drzwi, "zabieraj się, 20 minut", i już kogoś nie było. Wywiezione zostały rodziny wojskowych, policjantów, leśniczych, gajowych. Wielka wywózka miała być w czerwcu, na liście było 80 rodzin, my. Ale uratowali nas Niemcy. 24 czerwca Niemcy napadli na Związek Radziecki, a my w ten sposób uniknęliśmy wywózki na Syberię. Żydzi zaczęli nosić gwiazdę Dawida i zaczęli tworzyć getto w bożnicy i szkole. Przy likwidacji Litwini i Niemcy spalili około osób. Ogólna była radość, bo za pięć dni już byli Niemcy. Ale dla nas była wielka strata, dorobek życia mojego taty spalił się, dom i wszystkie zabudowania. Spaliło się 36 domów z zabudowaniami, meble, pościel, ubrania. No i zaczęły się rządy niemieckie, zaczęli likwidować patriotów sowieckich, a najwięcej chodziło z czerwoną opaską Żydów, więc po krótkim czasie zabrano ich całe rodziny i rozstrzelano na pasie neutralnym, no i my, pogorzelcy zamieszkaliśmy w żydowskich domach. W niedługim czasie Żydzi zaczęli nosić gwiazdę Dawida i zaczęli tworzyć getto w bożnicy i szkole. Przy likwidacji Litwini i Niemcy spalili około osób. Już nie było granicy z Rosją i tamtejsza ludność spod Mińska przywoziła futra, chusty i co się da wymieniali na żywność. Ze wsi też przynosili na wymianę i rynek był przepełniony. Na wsiach pojawiły się znowuż bandy, które napadały i zabierały żywność. W Rakowie utworzyli samoobronę, bo też próbowali napadać. W samoobronie była zwerbowana młodzież i tam zaczęła działać komórka konspiracji AK". Archiwum Bronisławy Bazan Stryj Franciszek, brat Antoniego. Gdy Raków został bez opieki, Dzudzewiczowie wyjechali do miejscowości Dubasze. Znaleźli schronienie u starszej kobiety, którą wcześniej sami przyjęli pod swój dach. - Ale wróciliśmy i zamieszkaliśmy z wujkiem Franciszkiem - dodaje pani Bronisława. - On miał córkę w moim wieku. Mieszkał tam też Białorusin, który umiał robić walonki. Zatrudnił nas na niby, żebyśmy nie musiały pracować w lesie. Potem to już zapisaliśmy się na wyjazd do Polski. Ruszyliśmy pierwszym transportem. Na miejscu przy oknie siedzi moja rozmówczyni. Na malutkim stoliku leży złożona "Gazeta Lubuska". Źródełko jest! "O takim Rakowie opowiadałam dzieciom i ku mojej radości nasze dzieci - moich braci, którzy teraz mieszkają w Warszawie, wujka Franciszka, którzy mieszkają w Lubuskiem, moje w Zielonej Górze i poza - skrzyknęły się...".- Nagle tekst się urywa, prawda? - uśmiecha się pani Bronisława, a ja nie kryję zaskoczenia i sprawdzam, czy przypadkiem nie upuściłem jakiejś równiutko złożonej kartki. Ale ... i pojechaliśmy do Rakowa. 17 osób - moja rozmówczyni dopowiada niedokończoną I co? I jakie wrażenia? - Nasi byli zachwyceni! - nie ukrywa pani Bronisława. - Bardzo dobre powietrze tam jest. Tylko rzeki nie ma...- I cudownego źródełka pewnie też...- Nie! Źródełko jest, tu nawet mam wodę ze źródełka - moja rozmówczyni wskazuje butelki stojące w rogu przy kredensie. - Tylko z Isłoczy zrobił się strumyk... Pani Bronisława znika na chwilę w korytarzu i wraca z jeszcze większym albumem, kroniką niedawnej podróży do Rakowa. Powoli wertujemy strony, oglądamy fotografie ulic, domów, ludzi, nagrobków na cmentarzu, pomników... A na początku jest zdjęcie wykonane w pociągu. Na miejscu przy oknie siedzi moja rozmówczyni. Na malutkim stoliku leży złożona "Gazeta Lubuska".
Tak więc wnosisz pozew o rozwód “za porozumieniem”, ale… parę dni po wniesieniu tak sformułowanego pozwu przypadkiem odkrywasz dowód na niewierność małżonka. Oczywiście, gdybyś wiedziała o tym wcześniej – o pozwie bez orzekania o winie nie byłoby mowy. No ale wcześniej nie wiedziałaś, a teraz już wiesz.